Otwierając drzwi frontowe, poczułam przyjemy, ciepły wietrzyk owiewający moją twarz. Wzdrygnęłam się na zmianę temperatury. Zmierzałam właśnie w kierunku schodów, kiedy z jednego z mieszkać wyłonił się James. Z uśmiechem spojrzał na mnie, po czym radosne, niebieskie oczy przesłonił strach a usta rozchyliły się, wciągając gwałtownie powietrze.
- Co się sta... - nie dokończył
Przyłożyłam palec do ust, aby nic więcej nie mówił. Nie dzisiaj. Pomknęłam na górę, przeskakując co dwa schodki. Tylko po to, aby stanąć jak wrośnięta w ziemie na widok uchylonych drzwi. Przecież je zamykałam. Nie minęła nawet minuta kiedy dotarło do mnie, że przecież z mojej torebki zniknęły także klucze. Dotarło do mnie, kto za tym stoi. Ostrożnie weszłam do środka, chwytając po drodze za szklany wazon. Przeszłam całe mieszkanie. Nikogo już tam nie było. Salon, pokój, kuchnia były kompletnie zdewastowane. Papiery, zdjęcia, książki, rozbite talerze, walały się wszędzie. Mieszkanie wyglądało jak po przejściu tornada. Nie rozumiałam tylko czego szukał kolega rudego olbrzyma w moim mieszkaniu. Przecież tu nie ma nic wartościowego. I w końcu mnie olśniło. Niemal, że przewróciłam lodówkę, szarpiąc za drzwiczki od zamrażalki. - Nie ma... Wszystkie oszczędności zniknęły: od Pani Hope i moje. - Nie ma nic... nie mam nic...
Idę w stronę łazienki. Odkręcam kurek z ciepłą wodą pod prysznicem i w pośpiechu pozbywam się ubrań. Czując na plecach chłód kafelków, osuwam się w dół kabiny po to by po raz kolejny tego dnia pozwolić sobie na płacz, strach, rozpacz i gniew.
To nie ma najmniejszego sensu. Po co tu przyjechałam? Po co? Nawet tutaj nie zaznam spokoju. Po co wciąż się oszukiwać, że gdzieś znajdę swoje miejsce... Świat jest okrutny.
Rozpętała się burza. Błyskawice mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, huk piorunów przeszywał moje ciało. Leże szczelnie owinięta puchową kołdrę, tak jakby miała mnie chronić przed całym złem. Nie boje się burzy, nie dzisiaj. Człowieka mogą spotkać straszniejsze rzeczy niż uderzenie piorunu... Nie potrafię otworzyć oczu, wsłuchuję się w dźwięk natury i zasypiam...
Dziś pozwoliłam sobie na lenistwo, postanowiłam cały dzień zostać w łóżku. Na zmianę to spałam, to płakałam. Nie miałam siły, ani ochoty na zmierzenie się ze sprzątnięciem mieszkania. Całą twarz mam zaschniętą we łzach, bo zupełnie nie wiem co mam teraz robić. Powinnam zadzwonić do rodziców, ale nie chcę ich martwić. Lecz mimo wszystko potrzebuję z kimś porozmawiać i sięgając z nocnej szafki telefon, wybieram numer do Pani Hope.
- Słucham? - słyszę cudownie kojący dźwięk i nabieram wody w usta - Halo? ... Camilla?
- Dzień Dobry... - głos mi się urywa i wybucham głośnym płaczem
- Matko boska! Dziecko co się stało?! - pyta a ja, opowiadam jej wszystko ze szczegółami
- Jakie to szczęście, że ten chłopiec się w porę pojawił! Camilla nie możesz się teraz poddawać! Musisz szybko się otrząsnąć! Doprowadź się do porządku bo znając Cie, to leżysz teraz zakopana pod kołdrą w towarzystwie tony chusteczek. Musisz znaleźć pracę i przede wszystkim zmień jak najszybciej zamki! Dziecko, poszukaj gdzieś bankomatu postaram Ci się jak najszybciej przesłać jakieś pieniążki, może nie będzie tego zbyt dużo ale na początek musi wystarczyć
- Nie... Nie mogę... Już tyle dla mnie Pani zro....
- Nie dyskutuj ze mną! Powiedz mi czy rozmawiałaś z rodzicami?!
- Nie i proszę im o tym nie mówić...
- Jak wolisz kochanie, ale proszę nie możesz teraz się kompletnie załamać. Ja wiem, że łatwo powiedzieć, ale teraz jesteś sama. Sama w wielkim mieście, gdzie nie znasz nikogo. Musisz udowodnić sama sobie, że jesteś silna! Zrób to przede wszystkim dla siebie!
- Ale ja się tak boję...
- Czego?! Dziewczyno, czego?! Nie możesz się wiecznie wszystkiego bać! Weź sprawy w swoje ręce! No żeby stara baba mówiła Ci jak masz postępować - cichutko zachichotała - Weź się za siebie!
Siadam na parapet i spoglądam w niebo, które przesłoniły właśnie ciemne chmury. Znów zbiera się na deszcz, być może na burzę. Drzewa kołysze wiatr, a trawa poruszana jego podmuchami tworzy fale. Słychać śmiech dzieci. Zapragnęłam wrócić do tych beztroskich czasów. Wtedy największym problem jaki mnie spotykał to "ona nie chce się ze mną bawić", albo "ona mi zabrała lalkę". Zamykam oczy. Napawam się spokojem i staram się nie myśleć o tym, co powiedziała Pani Hope. Czas zapomnieć, odrzucić wszystko w niepamięć.
Słychać pierwszy grzmot. Otwieram oczy, a na szybie pojawia się pierwsza kropla. Dostrzegam biegnącą po ulicy dziewczynkę. Jej przemoczona sukieneczka zmieniła barwę z lekko zielonej na trawiastozieloną. Mokre blond warkoczyki podskakiwały z każdym jej krokiem, białe pantofelki uderzały o pokryty kałużami asfalt. W tle było słychać zbliżającą się burzę. Mimo to dziewczynka biegła z uśmiechem na twarzy. Odruchowo zagościł on również na moich ustach. Znów zamknęłam oczy i wsłuchuję się w odgłos kropli uderzających o szybę.
Gwałt... Gwałt jest jedną z najbardziej przerażających zbrodni na ziemi, a zdarza się co kilka minut. Nie wiem ile czasu spędziłam w towarzystwie rudego olbrzyma, ale wiem, że były to najgorsze i najstraszniejsze minuty mojego życia. Może Pani Hope ma rzeczywiście racje. W końcu nie doszło do najgorszego... Całe życie się czegoś bałam, może metodą małych kroczków powinnam to zmienić. Wyjechałam po to aby się usamodzielnić, po to aby odkryć samą siebie. Czasami tak bardzo boje się porażki, iż prostota jakiegoś zjawiska budzi we mnie podejrzenia. Myślę „ to nie możliwe, to na pewno podstęp” i pozbawiam się kolejnej szansy na pozytywną zmianę. Słońce powoli zbliża się do linii horyzontu. Za chwilę zapadnie
zmrok. Nie wiem, jak długo już tak siedzę. Zdaje mi się, że czas się zatrzymał,
stanął w miejscu, a ja stałam się na swój sposób jego niewolnicą. Czy gdybym cofnęła czas, znów przeżyłabym swoje życie tak samo? A może wszystko potoczyłoby się inaczej. Nie da się wskrzesić przeszłości, jedyną jej cząstką, która mi towarzyszy to wspomnienia. Wspomnienia... potrafią sprawiać ból, wywoływać smutek lub przypominać chwile, które sprawiły, że jest się szczęśliwym. Moje wracanie do przeszłości jest wędrówką, jednak staram się już nie gdybać. Już nie... Zbyt długie przesiadywanie w czasie przeszłym doprowadza mnie do melancholii. Chyba, że wspominam wydarzenia, które pozytywnie wpłynęły na moje życie i obecne patrzenie na świat. Najczęstszą wędrówkę do minionego czasu zaczynam od wspomnień dzieciństwa. Są one dla mnie szczególnie magiczne, ponieważ kojarzą mi się z ciepłem i uczuciem bezpieczeństwa. Często myślę, że to dzieciństwo uformowała we mnie cechę opiekuńczości. Następnie myślę, o każdej dobrej i złej rzeczy, która wpłynęła na mnie jako człowieka. Co sprawiło, że jestem taka a nie inna? Czasem zbyt wiele czasu poświęcam innym, często zapominam o sobie. Dlatego muszę czasem usiąść i pomyśleć przez chwilę. Wspomnienia są dobrą pomocą, jednak nie można się w nich zatracać, by nie zgubić tego, co dzieję się teraz... Tak. Tak zrobię... Wezmę się w garść!!!
Kolejny dzień, już nie przyprawiał mnie o dreszcze. Z samego rana wzięłam się do roboty. Na początku zaczęłam od siebie, zmyłam resztki makijażu z twarzy, wyszorowałam się z resztek wspomnień tamtego feralnego dnia. Ubrałam się z stare jeansy i starą koszulkę Phila, którą dostałam kiedy poszłyśmy razem z mamą na jego pierwszy mecz. Bez łez wyrzucałam rozbite talerze, z podłogi podnosiłam ramki i papiery. Zamiotłam podłogę, wytarłam kurze i już po godzinie moje mieszkanie wyglądało jak osoby cywilizowanej. Następnie pijąc kubek kawy, zapisałam sobie listę zakupów. I kiedy tak gdybałam co teraz zrobić, ktoś zapukał do moich drzwi, a mnie wmurowało w ziemię.
Ogarnął mnie paraliżujący strach, a nogi wrosły w podłogę. Czyżby to... O nie...
Powoli zeszłam ze stołka barowego i na palcach skierowałam się w stronę drzwi. Pukanie nabrało na sile, po drodze chwyciłam znów wazon i w odległości dwóch metrów zapytałam:
- Kto tam?!
- ... James La'Duca -
Kamień spadł mi z serca, z ulgą otworzyłam blondynowi drzwi
Kamień spadł mi z serca, z ulgą otworzyłam blondynowi drzwi
- Hey, co Cię sprowadza?
- Yyy... Część, przeszedłem sprawdzić czy wszystko w porządku, gdy ostatnio Cie widziałem byłaś w...
- ... w koszmarnym stanie? - uśmiechnęłam się - Już wszystko gra. Proszę wejdź - powiedziałam, ustępując drzwi mężczyźnie. Bez zbędnych słów, wszedł do środka omiatając spojrzeniem moje mieszkanie
- Ładnie się urządziłaś, naprawdę
- Dziękuję - i naglę mnie olśniło - James, mogę mieć do Ciebie prośbę?
- No pewnie
- Tak nie zręcznie mi trochę o tym mówić ale... zgubiłam kluczę od mieszkania, a nie znam żadnych ślusarzy w Rzymie. Możesz mi pomóc?
- Jak to zgubiłaś kluczę?!
- Przedwczoraj poszłam na spacer, musiałam się zamyślić i zostawiłam torebkę na ławce. Kiedy zorientowałam się, że o niej zapomniałam i wróciłam do lasu, jej tam nie było - nie wiem czemu kłamałam, ale szło mi to z niebywałą lekkością
- Oh. Dlaczego nie przyszłaś od razu na nas?
- Sama nie wiem, chyba się wstydziłam
- Nie ma czego! - uśmiechnął się z taką szczerością, że aż się zaczerwieniłam - Zaraz to załatwię - i pomknął w dół klatki schodowej
Pół godziny później byłam bogatsza o nowy zamek, nowy pęk kluczy oraz sumienie zrugane przez Pana La'Duca.Właściciel kamienicy był strasznie zły, że zgubiłam torebkę, ale w końcu mi wybaczył. Teraz najważniejsze było dla mnie znalezienie jakiejś dorywczej pracy. La'Duca zaproponował mi pracę w swoim bistro lecz musiałam odmówić. Chcę znaleźć coś na własną rękę. Mam swoje postanowienie i będę je realizować. Obiecałam to sobie i Pani Hope.
Siedzę w zatłoczonym pomieszczeniu i co chwilę spoglądam na zegarek. Siedemnasta trzydzieści dwie. Niedługo koniec dnia a ja wciąż nie znalazłam, żadnej pracy. Chciałam iść na uniwersytet, z myślą że może tam wisi jakieś ogłoszenie, ale wizja spotkania z tlenioną blondyną zniechęciła mnie. Pytałam już chyba wszędzie: pytałam nawet na straganach i w supermarkecie. Może rzeczywiście powinnam przyjąć propozycję Al'a i Jamesa. Od czegoś trzeba zacząć...
Rozglądam się po wnętrzu kawiarni. Skromnie tutaj. Kolor ścian w kolorze bladego różu i ciemne meble, ustawione symetrycznie. Stoliki blisko ścian i szklanej ściany, a środek pozostawiony bez zbędnych dekoracji, umożliwiający przejście do barku. Po prawej i lewej stronie lady uginają się talerze pod ciężarem rozmaitych wypieków cukierniczych, a za nimi ekspresy do kawy i automat do lodów. Na każdym stoliku oprócz serwetnika, na cienkich nóżkach stoją dwa kieliszki z białego szkła, a w nich wsypane ziarnka kawy, w błyszczącej podłodze odbijają się lampy z szerokimi kloszami. Czuć, że to wnętrze przepełnione jest radością młodzieży i ich pierwszymi zawodami miłosnymi. Te ściany wiele pewnie słyszały i wiele usłyszą. Pamiętają każdą starszą panią siedzącą z wnuczkiem na kolanach, który łapczywie zajada pączka lukrując nim swoje policzki. Pamiętają małżeństwo, które postanowiło umilić sobie czas w sobotę i wypić mrożoną kawę. Pamiętają nawet rudowłosą dziewczynkę, która na środku kawiarni krzyczy, że chce zjeść placek z jabłkami chociaż w domu mama właśnie upiekła taki sam.
Nagle nad moją głową pojawiła się niewiele niższa ode mnie dziewczyna
- Czy podać coś jeszcze? - serdecznie się uśmiechnęła
- Nie, dziękuję bardzo. Chociaż... - zawahałam się. Raz kozie śmierć... - Nie szukacie kogoś do pracy? Mogę robić co kol wiek, czyścić toalety, być na zmywaku...
- Uuu... Widzę, że sytuacja pod bramkowa - dziewczyna zachichotała po czym odsunęła sobie krzesło na przeciwko mnie i usiadła - Nie jesteś stąd co nie?
- Nie... -zdziwiło mnie - Dlaczego pytasz?
- Wyglądasz na zagubioną i kompletnie bezradną -zaśmiała się, lecz gdy zobaczyła moją minę, nieco spoważniała - Przeprasza za swoje wścibstwo taka już po prostu jestem. Ana - podała mi z energią rękę
- Camilla
- Trafiłaś idealnie, potrzebna jest kelnerka od zaraz
- Tak?! Jezu, kiedy mogę zacząć?
- Spokojnie - zachichotała - Przyjdź jutro jak szef będzie, najlepiej przed południem
Poczułam ulgę, ulgę, że w końcu coś się udało. W kawiarni przesiedziałam jeszcze godzinę zdobywając nieco informacji na temat moich obowiązków, szefa, okolicy oraz nowej znajomej.
Ana, to chaotyczna dziewczyna, ale w pozytywnym słowa znaczeniu. Jest największą gadułą jaką dotychczas poznałam, roześmiana, szalona i piękna. Jest ode mnie nieco niższa, blond włosy sięgają do ramion, a niebieskie oczy błyszczą wesoło. Z całą pewnością do szaraczków nie należy, z taką urodą spokojnie świat może leżeć u jej stóp. Pożegnałyśmy się uściskiem i ruszyłam w stronę kamienicy...
- Ładnie się urządziłaś, naprawdę
- Dziękuję - i naglę mnie olśniło - James, mogę mieć do Ciebie prośbę?
- No pewnie
- Tak nie zręcznie mi trochę o tym mówić ale... zgubiłam kluczę od mieszkania, a nie znam żadnych ślusarzy w Rzymie. Możesz mi pomóc?
- Jak to zgubiłaś kluczę?!
- Przedwczoraj poszłam na spacer, musiałam się zamyślić i zostawiłam torebkę na ławce. Kiedy zorientowałam się, że o niej zapomniałam i wróciłam do lasu, jej tam nie było - nie wiem czemu kłamałam, ale szło mi to z niebywałą lekkością
- Oh. Dlaczego nie przyszłaś od razu na nas?
- Sama nie wiem, chyba się wstydziłam
- Nie ma czego! - uśmiechnął się z taką szczerością, że aż się zaczerwieniłam - Zaraz to załatwię - i pomknął w dół klatki schodowej
Pół godziny później byłam bogatsza o nowy zamek, nowy pęk kluczy oraz sumienie zrugane przez Pana La'Duca.Właściciel kamienicy był strasznie zły, że zgubiłam torebkę, ale w końcu mi wybaczył. Teraz najważniejsze było dla mnie znalezienie jakiejś dorywczej pracy. La'Duca zaproponował mi pracę w swoim bistro lecz musiałam odmówić. Chcę znaleźć coś na własną rękę. Mam swoje postanowienie i będę je realizować. Obiecałam to sobie i Pani Hope.
Siedzę w zatłoczonym pomieszczeniu i co chwilę spoglądam na zegarek. Siedemnasta trzydzieści dwie. Niedługo koniec dnia a ja wciąż nie znalazłam, żadnej pracy. Chciałam iść na uniwersytet, z myślą że może tam wisi jakieś ogłoszenie, ale wizja spotkania z tlenioną blondyną zniechęciła mnie. Pytałam już chyba wszędzie: pytałam nawet na straganach i w supermarkecie. Może rzeczywiście powinnam przyjąć propozycję Al'a i Jamesa. Od czegoś trzeba zacząć...
Rozglądam się po wnętrzu kawiarni. Skromnie tutaj. Kolor ścian w kolorze bladego różu i ciemne meble, ustawione symetrycznie. Stoliki blisko ścian i szklanej ściany, a środek pozostawiony bez zbędnych dekoracji, umożliwiający przejście do barku. Po prawej i lewej stronie lady uginają się talerze pod ciężarem rozmaitych wypieków cukierniczych, a za nimi ekspresy do kawy i automat do lodów. Na każdym stoliku oprócz serwetnika, na cienkich nóżkach stoją dwa kieliszki z białego szkła, a w nich wsypane ziarnka kawy, w błyszczącej podłodze odbijają się lampy z szerokimi kloszami. Czuć, że to wnętrze przepełnione jest radością młodzieży i ich pierwszymi zawodami miłosnymi. Te ściany wiele pewnie słyszały i wiele usłyszą. Pamiętają każdą starszą panią siedzącą z wnuczkiem na kolanach, który łapczywie zajada pączka lukrując nim swoje policzki. Pamiętają małżeństwo, które postanowiło umilić sobie czas w sobotę i wypić mrożoną kawę. Pamiętają nawet rudowłosą dziewczynkę, która na środku kawiarni krzyczy, że chce zjeść placek z jabłkami chociaż w domu mama właśnie upiekła taki sam.
Nagle nad moją głową pojawiła się niewiele niższa ode mnie dziewczyna
- Czy podać coś jeszcze? - serdecznie się uśmiechnęła
- Nie, dziękuję bardzo. Chociaż... - zawahałam się. Raz kozie śmierć... - Nie szukacie kogoś do pracy? Mogę robić co kol wiek, czyścić toalety, być na zmywaku...
- Uuu... Widzę, że sytuacja pod bramkowa - dziewczyna zachichotała po czym odsunęła sobie krzesło na przeciwko mnie i usiadła - Nie jesteś stąd co nie?
- Nie... -zdziwiło mnie - Dlaczego pytasz?
- Wyglądasz na zagubioną i kompletnie bezradną -zaśmiała się, lecz gdy zobaczyła moją minę, nieco spoważniała - Przeprasza za swoje wścibstwo taka już po prostu jestem. Ana - podała mi z energią rękę
- Camilla
- Trafiłaś idealnie, potrzebna jest kelnerka od zaraz
- Tak?! Jezu, kiedy mogę zacząć?
- Spokojnie - zachichotała - Przyjdź jutro jak szef będzie, najlepiej przed południem
Poczułam ulgę, ulgę, że w końcu coś się udało. W kawiarni przesiedziałam jeszcze godzinę zdobywając nieco informacji na temat moich obowiązków, szefa, okolicy oraz nowej znajomej.
Ana, to chaotyczna dziewczyna, ale w pozytywnym słowa znaczeniu. Jest największą gadułą jaką dotychczas poznałam, roześmiana, szalona i piękna. Jest ode mnie nieco niższa, blond włosy sięgają do ramion, a niebieskie oczy błyszczą wesoło. Z całą pewnością do szaraczków nie należy, z taką urodą spokojnie świat może leżeć u jej stóp. Pożegnałyśmy się uściskiem i ruszyłam w stronę kamienicy...
Kolejnego dnia byłam wyspana, najedzona i podekscytowana. Nerwowo zaczęłam kręcić się wokół własnej osi, więc wyszłam nieco wcześniej niż zamierzałam. Do Kawiarni nie miałam daleko, więc spacerkiem ruszyłam przed siebie. Cafe de Flore znajdowało się na rogu jednej z głównych ulic Rzymu, główna ściana kawiarni była całkowicie oszklona, a przed nią na werandzie stały malutkie stoliczki z wazonikami słoneczników, które poprawiał wysoki mężczyzna. Podeszłam bliżej:
- Dzień dobry, Pan Salerno?
Mężczyzna powoli się odwrócił, ukazując przede mną swój nienaganny wygląd. Wąskie usta, lekko zadarty podbródek, brunet o ciemniejszej karnacji z falowanymi włosami związanymi w kitkę. Oczy niebieskie oprawione ciemnymi brwiami, a w lewym uchu mały, złoty kolczyk.
- Tak, o co chodzi? - zapytał jak na mój gust zbyt agresywnie, co nieco zestresowało i odebrało cały mój zapał
- Witam. Nazywam się Camilla Williams. Słyszałam, że szuka Pan kelnerki
- Ja? A kto takie bzdury wygaduje?!
- Yyy... Przepraszam. Byłam tu wczoraj i rozmawiałam z Aną i...
- Aha. Już wiem, to ty tak pilnie szukasz pracy
- Tak, tak, oczywiście. Mogę zacząć od zaraz!
- Właź - powiedział od niechcenia i przepuścił mi w drzwiach
Oprowadził po całym lokalu, wyjaśnił mi, które stoliki będę obsługiwać i jak operować kasą. Na koniec rzucił we mnie śnieżno, białym fartuszkiem i odszedł bez słowa na zaplecze gdzie znajdowały się dębowe schody prowadzące ku górze do jego gabinetu.
Nie sądziłam, że nowy pracodawca, który ma tak piękną i wydaje mi się, że przyjazną kawiarnię, że okaże się takim gburem. Nie powiem, jest całkiem przystojny ale jak to się mówi: Ładna miska, jeść nie daje, więc postanowiłam go unikać i być po za zasięgiem jego srogiego wzroku. Nie wiedząc co mam począć. Wzięłam pierwszą lepszą szmatkę i wycierałam kurze z głównej lady, obserwując jak główny plac nabiera życia.
Ana pojawiła się niespodziewanie po jakiś dziesięciu minutach, tuż przed otwarciem Cafe de Flore. Jak zjawa wyłoniła się z zaplecza w identycznym jak mój, białym fartuszku, blond włos spięła w kok, a w uszach zauważyłam wiszące gwiazdki:
- Hey kochana - cmoknęła mnie w polik z zaskoczenia - Jak tam?
- Cześć. Wszystko ok, mam nadzieje, że podołam dzisiaj.
- Oto bym się nie martwiła, na pewno dasz rade! A teraz zostaw tą zbolałą minę za sobą, wcinaj i bierzemy się do roboty - powiedziała wpychając mi do ust kawałek czekoladowej muffinki i ruszyłyśmy na salę.
Pierwszego dnia pracy nie obyło się bez potknięć. Dwie zbite filiżanki, rozlana kawa i źle wydana reszta. Gdyby nie Ana, chyba bym już zrezygnowała. Jej wiecznie uśmiechnięta buzia i pozytywne myślenie pozwoliło pozwoliło przetrwać mi cały ten dzień. Salerno nie był zbyt zachwycony moją pracę. Sądziłam nawet, że jutro nie będę miała czego tu szukać. Pod koniec pracy, gdy zamiatałam podłogę On przyszedł, podstawił mi kawałek papieru pod nos, aby podpisała w wykropkowanym miejscu, po czym pogratulował mi pierwszego dni i zniknął w swoim gabinecie. Ten człowiek z jednej strony mnie przeraża, a z drugiej intryguje, ale postanowiłam dłużej się nad tym nie rozwodzić ponieważ Salerno jest z pewnością po trzydziestce. Piękny i bogaty.
Mam wrażenie, że te dwa tygodnie minęły na pstryknięcie palca. Wszystko powoli zaczyna się układać tak jak chcę. W pracy idzie mi nie najgorzej. Nabrałam wprawy, pewności siebie oraz zyskałam swoich stałych klientów. Co do studiów, już kompletnie się nie lękam ponieważ jak się późnij okazało, Ana studiuje na tej samej uczelni. Co prawda nie na moim kierunku lecz z planu wynika, że będziemy chodzić na parę wspólnych wykładów. Moje mieszkanie wyglądu już zdecydowanie lepiej, a to dzięki mojej nowej koleżance. Może i jest wariatką. Może i rozpiera ją energia i miewa szalone pomysły, a czasem się jej obawiam ale... muszę przyznać, że bardzo się polubiłyśmy i wydaje mi się, że na pewien sposób się uzupełniamy. Ona mnie rozkręca, ja ją stopuję. W ogóle wydaje się mi się, że wszystko widzę teraz bardziej pozytywniej!
Pewnego dnia wracając z pracy czekała na mnie miła niespodzianka...
- Tak, o co chodzi? - zapytał jak na mój gust zbyt agresywnie, co nieco zestresowało i odebrało cały mój zapał
- Witam. Nazywam się Camilla Williams. Słyszałam, że szuka Pan kelnerki
- Ja? A kto takie bzdury wygaduje?!
- Yyy... Przepraszam. Byłam tu wczoraj i rozmawiałam z Aną i...
- Aha. Już wiem, to ty tak pilnie szukasz pracy
- Tak, tak, oczywiście. Mogę zacząć od zaraz!
- Właź - powiedział od niechcenia i przepuścił mi w drzwiach
Oprowadził po całym lokalu, wyjaśnił mi, które stoliki będę obsługiwać i jak operować kasą. Na koniec rzucił we mnie śnieżno, białym fartuszkiem i odszedł bez słowa na zaplecze gdzie znajdowały się dębowe schody prowadzące ku górze do jego gabinetu.
Nie sądziłam, że nowy pracodawca, który ma tak piękną i wydaje mi się, że przyjazną kawiarnię, że okaże się takim gburem. Nie powiem, jest całkiem przystojny ale jak to się mówi: Ładna miska, jeść nie daje, więc postanowiłam go unikać i być po za zasięgiem jego srogiego wzroku. Nie wiedząc co mam począć. Wzięłam pierwszą lepszą szmatkę i wycierałam kurze z głównej lady, obserwując jak główny plac nabiera życia.
Ana pojawiła się niespodziewanie po jakiś dziesięciu minutach, tuż przed otwarciem Cafe de Flore. Jak zjawa wyłoniła się z zaplecza w identycznym jak mój, białym fartuszku, blond włos spięła w kok, a w uszach zauważyłam wiszące gwiazdki:
- Hey kochana - cmoknęła mnie w polik z zaskoczenia - Jak tam?
- Cześć. Wszystko ok, mam nadzieje, że podołam dzisiaj.
- Oto bym się nie martwiła, na pewno dasz rade! A teraz zostaw tą zbolałą minę za sobą, wcinaj i bierzemy się do roboty - powiedziała wpychając mi do ust kawałek czekoladowej muffinki i ruszyłyśmy na salę.
Pierwszego dnia pracy nie obyło się bez potknięć. Dwie zbite filiżanki, rozlana kawa i źle wydana reszta. Gdyby nie Ana, chyba bym już zrezygnowała. Jej wiecznie uśmiechnięta buzia i pozytywne myślenie pozwoliło pozwoliło przetrwać mi cały ten dzień. Salerno nie był zbyt zachwycony moją pracę. Sądziłam nawet, że jutro nie będę miała czego tu szukać. Pod koniec pracy, gdy zamiatałam podłogę On przyszedł, podstawił mi kawałek papieru pod nos, aby podpisała w wykropkowanym miejscu, po czym pogratulował mi pierwszego dni i zniknął w swoim gabinecie. Ten człowiek z jednej strony mnie przeraża, a z drugiej intryguje, ale postanowiłam dłużej się nad tym nie rozwodzić ponieważ Salerno jest z pewnością po trzydziestce. Piękny i bogaty.
Mam wrażenie, że te dwa tygodnie minęły na pstryknięcie palca. Wszystko powoli zaczyna się układać tak jak chcę. W pracy idzie mi nie najgorzej. Nabrałam wprawy, pewności siebie oraz zyskałam swoich stałych klientów. Co do studiów, już kompletnie się nie lękam ponieważ jak się późnij okazało, Ana studiuje na tej samej uczelni. Co prawda nie na moim kierunku lecz z planu wynika, że będziemy chodzić na parę wspólnych wykładów. Moje mieszkanie wyglądu już zdecydowanie lepiej, a to dzięki mojej nowej koleżance. Może i jest wariatką. Może i rozpiera ją energia i miewa szalone pomysły, a czasem się jej obawiam ale... muszę przyznać, że bardzo się polubiłyśmy i wydaje mi się, że na pewien sposób się uzupełniamy. Ona mnie rozkręca, ja ją stopuję. W ogóle wydaje się mi się, że wszystko widzę teraz bardziej pozytywniej!
Pewnego dnia wracając z pracy czekała na mnie miła niespodzianka...
Co to za niespodzianka?
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mimo tego, co ją spotkało, jakoś sobie poradziła. I najważniejsze, że znalazła pracę. A niemiłego szefa... cóż, jakoś musi z nim wytrzymać, haha. To wszystko dzięki Pani Hope. Dobrze, że wtedy do niej zadzwoniła. Dostała dobrą radę. :) Mam nadzieję, że teraz już będzie coraz lepiej. :)
Zapraszam na 34 rozdział :) O tym, jak to Lily szczerze pogadała sobie ze Slashem :) W końcu! http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNareszcie doczekałam się nowego rozdziału! Camilla po mału wychodzi na prostą, należy jej sie chwila wytchnienia po tym co przeszła. Czekam na ciąg dalszy!!!
OdpowiedzUsuńCałusy Holly;***
http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział Zagubionego Księcia :)
OdpowiedzUsuńTak, ja wiem, pamiętam, ale na razie, to sobie robię mały odpoczynek od czytania blogów i tak naprawdę, to nie czytam nic. Czuję się za bardzo tym wszystkim zmęczona. Nie chcę bloga zawieszać, bo sobie powiedziałam, że nie zawieszę go, chyba, że stanie się coś z moim komputerem, dlatego nadal publikuję, ale... ogólnie to odpoczywam od tego wszystkiego. Dlatego też Cię przepraszam, że tylko spamię tu powiadomieniami :(
OdpowiedzUsuńCześć:) Mam dla Ciebie bardzo dobrą wiadomość:) Szablon dla Ciebie jest już prawie gotowy:) Niebawem go otrzymasz. Cierpliwości:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zapraszam do odbioru zamówienia;* Jest zupełnie inny od tego, który masz tutaj i mam nadzieję, że Ci się spodoba. Koniecznie mi napisz:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! <3
Obawiam się, że tutaj też trzeba będzie kilka szczegółów dopracować. Wyłączyć pasek nawigacyjny u góry (chyba, że go chcesz, ale jeśli tak to musimy przerobić szablon), wyłączyć te przyciski polecenia w google plus co są na dole pod postem, i data jest ciut za wysoko, nie wiem, czemu, może się naprawi jak to zmienimy:p Muszę Ci dopracować ramki z buttonami... Trochę tego jest. Oto, co mogę zaoferować. Wyślij mi maila z danymi do logowania (Fealrin przed chwilą tak zrobiła i już jej wszystko działa:)) i jutro Ci wszystko poprawię. Nie martw się, więcej się logować nie będę, poza tym możesz zmienić hasło teraz na takie, które mi podasz, a potem wrócisz do poprzedniego:) Bardzo chciałabym Ci to wszystko dopracować, żeby było 'perfecto' <3
OdpowiedzUsuńWpadłam przypadkiem, szukając w google jakiejś inspiracji i spodobał mi się adres ^^ mam słabość do takich nazw zapożyczonych z włoskiego... Opowiadanie na razie toczy się typowo, ale wiem z doświadczenia, że to dopiero 4 rozdział, więc wszystko może się jeszcze zdarzyć ;)
OdpowiedzUsuńGiovinette
Aaaa! Skasowało mi się i muszę pisać od nowa :c.
OdpowiedzUsuńWygląda całkiem normalnie. Jest śliczna dziewczyna, boryka się z kłopotami, takimi jak każda... a mimo to tak pięknie i lekko wszystko opisujesz. Wygląda na to, że zaczyna wychodzić na prostą, choć nie wiem, bo nie znam wcześniejszych losów bohaterów. Muszę to zmienić!
Dobrze, że znalazła pracę, teraz nie należy to do najłatwiejszych rzeczy ;P. No, choć ma niemiłego szefa to jakoś sobie poradzi, mimo wszystko zawdzięcza to pani Hope - urocza kobieta.
Pozdrawiam i czekam na więcej! y-s-s-a.blogspot.com
Na Imperium Grafiki zostało opublikowane Twoje zamówienie :)
OdpowiedzUsuńProszę o opinię na temat pracy.
Zapraszam!
[http://imperium-grafiki.blogspot.com/]