Taksówka zatrzymała się przed masywnym budynkiem, który idealnie wpasowywał się w otoczenie. Odrestaurowana kamienica przyciągała uważne spojrzenia i wywoływała uśmiechy na ustach przechodniów. Wzrokiem powiodłam po ścianach budynku, aż mój wzrok zatrzymał się na oknach drugiego piętra w drewnianych ramach. - Nareszcie - szepczę i wysiadam z samochodu, a kierowca pomaga mi z bagażami. Napawam się widokiem tego miejsca i chichoczę na widoku knajpki, znajdującej się przy klatce schodowej. Kucharz z za szybki uśmiecha się, a ja odwzajemniam gest. - Nareszcie - powtarzam i uprzejmie żegnam się z kierowcą, życząc mu miłego dnia.
Po dotarciu na właściwe piętro, zatrzymuję się przed drzwiami z rzeźbioną kołatką. Delikatnie przekręcam ją w dłoni, a po klatce schodowej rozlega się ciche kliknięcie. Drzwi ustępują i wchodzę do środka. Niewielkie mieszkanko, dokładnie jak w ogłoszeniu... Przechodząc przez framugę drzwi, znajduje się w białym salonie, w którym stoi czarna kanapa i szklany stoliczek wraz z telewizorem. Z salonu przejście do malutkiej kuchni. A dalej kolejne pomieszczenie. Mój pokój. Powoli rozsuwam drzwi i napawam się widokiem jaki mi ukazują. Pokój w kształcie kwadratu, również biały jak całe mieszkanie. Podłoga pokryta panelami jasnego koloru, a na przeciwko drzwi duże okna. Łóżko stoi zaraz obok. Duże, to najważniejsze. Pod ścianą stoi dębowa szafa, mała komoda i biurko, nad którym wisi tablica korkowa. Z głośnym okrzykiem radości, rzucam się na łóżko i z zadowoleniem przyglądam się lampką na suficie. Nie mogę uwierzyć, że jestem już na miejscu.
- Niech teraz wszystko potoczy się po mojej myśli - mówię i w spokoju zasypiam...
Z drzemki brutalnie wyrywa mnie głośne pukanie do drzwi. Zdziwiona szybko wstaje z łóżka i biegnę otworzyć. Po drugiej stronie framugi stoi niewiele ode mnie niższy mężczyzna, w wieku nie więcej niż lat pięćdziesiąt. Czarne włosy, umazane żelem, zaczesane do tyłu. Ubrany w biały fartuszek z wyszytą pizzą na środku. To kucharz z budki na dole.
- Buon giorno! - uśmiecha się, a ja dostrzegam jeden złoty ząb - Witamy we Włoszech Camillo - mówi, całując mnie w oba policzki 'Ach ci Włosi!'
- Cama wystarczy - poprawiam mężczyznę i grzecznie się witam
- Nazywam się Al La'Duca, jestem właścicielem tej skromnej kamienicy jak i małej budki gastronomicznej. Mieszkanko Ci się podoba?!
- Oczywiście! Zupełnie tak jak je sobie wyobrażałam. Idealne - rozpromieniam się
- Cieszy mnie ta informacja. Wymaga paru machnięć pędzlem ale mam nadzieje, że to chyba nie problem. Skoro jesteś w stu procentach na nie zdecydowana to przyniosłem Ci twój pęk kluczy - mówi i wyjawia ich zastosowanie - W razie jakich kol wiek pytań, jestem na dole. Moja mała budka cieszy się dużym uznaniem wśród naszych mieszkańców, więc serdecznie zapraszam na moje obiadki - i wzrokiem przeszywa moją posturę - Mamma mia! Musisz iść ze mną! - chwyta mnie za rękę i ciągnie w dół schodów
Nie wiedząc do końca co się właśnie dzieje, staram się za nim nadążyć. Gdy jesteśmy już na dole, gestem ręki nakazuje mi, usiąść przy małym, metalowym stoliczku i po chwili niesie na tacy olbrzymią porcję spaghetti. Wybucham nie kontrolowanym śmiechem.
- Musimy Cię trochę utuczyć - objaśnia i kładzie przede mną nieziemsko pachnącą potrawę!
Ze smakiem, pochłaniam całą zawartość talerza i czuję jak mój brzuch raduje się na smak pikantnego sosu i soczystych klopsików. Wycierając serwetką, resztki potrawy z kącików ust, dostrzegam na twarzy Pana La'Duca widoczną satysfakcję.
- Wyśmienite! Lepszego nie jadłam! - podsycam męskie ego
- I już nie zjesz! - gwarantuje mężczyzna, siadając na krzesełku obok - Powiedz mi panienko, co Cię sprowadza do naszego pięknego kraju?
- Studia
- Och, mogłem się domyśleć. Młodzi i ten wasz popęd do nauki. A mówiąc o popędzie to musisz kogoś poznać JAAAMES! - zawołał, a zza kontuaru budki wyłonił się wysoki mężczyzna w blond włosach, spiętych w kitkę. Mniej więcej w moim wieku.
Spogląda w naszą stronę i nie co skrępowany, podchodzi do stolika pod srogim wzrokiem kucharza.
- Panienka pozwoli. Mój syn James - ojciec z dumą popycha chłopaka w moim kierunku
- James - podaje mi rękę
- Cama - uśmiecham się - James? To raczej mało włoskie imię?
- Imię mam po dziadku, mama z pochodzenia była Niemką
- Ja upierałem się przy Federico, ale jego świętej pamięci matka nigdy nie doceniała naszej kultury! Co nie zmienia faktu, że cudowniejszej od niej kobiety nie poznałem! No cóż, teraz baluje z tymi tam w górze - rozmarza się Włoch na wspomnienie o żonie - Tak czy inaczej, Panienko, w razie jakich kol wiek problemów, James jest do Pani dyspozycji - klepie syna po ramieniu i widzę jak blondyn jest zażenowany tą sytuacją
Nagle po podwórku roznosi się huk, roztrzaskanego szkła.
- Mamma Mia! Francesca! Co ty najlepszego wyprawiasz?! Przepraszam was na chwilę - krzyknął Pan La'Duca i potruchtał w stronę kobiety, zbierającej szkło z posadzki.
Dziewczyna na moje oko nie miała więcej niż siedemnaście lat. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jej dość długie, lekko poskręcane,
rude włosy zaczesane w koński ogon. Miała owalną twarz, piękne, szare oczy. Drobna osóbka. Dość niska i chuda.
Ubrana w ciemne jeansy i zieloną bluzkę, klęczała nad odłamkami zbitych talerzy. Dłonie jej drżały a tusz pływał jej po policzkach:
- Tak bardzo mi przykro, to było niechcący! Bardzo przepraszam! Ja za to zapłacę! Przepraszam - tłumaczyła na wpół szlochając i zbierając kawałki ceramiki
- Tak bardzo mi przykro, to było niechcący! Bardzo przepraszam! Ja za to zapłacę! Przepraszam - tłumaczyła na wpół szlochając i zbierając kawałki ceramiki
Dostrzegłam kątem oka jak raptownie zerka to na Jamesa to na mnie. Czyżby było jej, aż tak wstyd? Przecież każdemu może się zdarzyć. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, poczułam zimny dreszcz. Dziewczyna spiorunowała mnie wzrokiem. - A to za co? - pomyślałam
Za to James pozostawał nie wzruszony tak jakby nawet nie zauważył co się stało. Przyglądał mi się badawczo. Zachowywał się tak jakby studiował każdy centymetr mojej twarzy. Nie cierpię tego uczucia, nie cierpię tej nie pewności co ktoś w tej chwili o mnie myśli. Krzywy nos, odstające uszy lub Bóg wie co...
- Dlaczego mi się tak przeglądasz? - nie wytrzymuję
- Przepraszam - chłopak spuszcza głowę w dół i przegląda się swoim niebieskim trampką - Wiem, że kobiet nie pyta się o wiek ale...
- Dwadzieścia jeden - odpowiadam od razu aby chłopak się nie męczył. To pytanie nigdy moim zdaniem nie należało do 'tych trudnych' w przeciwieństwie do innych. Proste pytanie i zwykła odpowiedz...
- Nie wyglądasz...
- A co wyglądam na trzydzieści? - uśmiecham się szczerze aby przestał się krępować
- Nie! Wręcz przeciwnie - oburza się - Jesteś piękna... - szepcze pod nosem i szybkim krokiem oddala się od mojego stolika...
Sytuacje stała się ta tyle krępująca, abym i ja w pośpiechu pognała do mieszkania.
Nadszedł czas, aby się rozpakować. W dwie godziny udaje mi się zapełnić całą szafę, przyozdobić biurko zdjęciami, półki w salonie książkami i kuchnie zaopatrzyć w dodatkowy kubek w kłapouchego i ozdobne ściereczki, a łazienkę o kolorowe flakoniki i świeczki. Pozostała jeszcze tylko jedna rzecz do zrobienia. Pieniądze. Moje myśli biegną w stronę siwowłosej staruszki wręczającej mi kopertę z pieniędzmi. Czuje ukłucie gdzieś w klatce piersiowej. Już tęsknie... Przed wyjazdem nie miałam kiedy podejść do banku. Mam nadzieje, że znajdę go jutro bez problemu. Dziś już nie mam siły... Pokaźną kwotę od Pani Hope zawijam w rulonik, owijam gumką recepturką i wkładam na sam koniec zamrażalki. Nie wiem po co to robię, widziałam to na jakimś filmie i tyle. Uśmiecham się ze swojego absurdalnego zachowania i z impetem wskakuje przez oparcie na czarną kanapę.
Włączam telewizor - Dziękuję Ci Panie Boże za funkcję 'translatora' - i puszczam nieznany mi serial
Po minucie kompletnie go nie słucham, bo w głowię układam plan na nadchodzące dni.
1. Wpłacić pieniądze do banku
2. Podejść pod uczelnie po plan zajęć
3. Kupić farbę aby odświeżyć mieszkanie
4. Rozejrzeć się w okolicy ( gdzie znajduje się najbliższy spożywczy )
5. Odebrać z poczty kolejne rzeczy z Forks
6. Zrobić zakupy na nadchodzący tydzień
5. Odebrać z poczty kolejne rzeczy z Forks
6. Zrobić zakupy na nadchodzący tydzień
7. Zadzwonić do mamy
- Mama! - wołam i szybko wykręcam numer tak dobrze mi znany
Po trzech sygnałach odbiera. Rozmowa nie jej długa: więcej w niej szlochu, niż rozmowy. Tęsknie za nią jak nigdy... Gdy po raz tysięczny zapewniam ją, że doleciałam cała i zdrowa, i że wszystko jest w jak najlepszym porządku, kończymy rozmowę wyznaniem miłości. Wykonuję jeszcze jeden telefon.
- Camilla! Słoneczko tak się ciesze, że dzwonisz. Opowiadaj jak tam lot? - pyta Mary
- Znośnie. Daj mi tatę - powtarzam stanowczo - Suka..
- Halo? Camilla?
- Cześć tato. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - wypytuje - On jest czasem taki nie poradny...
- To chyba ja powinienem o to zapytać. Jak Ci podróż minęła?
- W porządku, prawie cały lot przespałam. Czegoś Ci potrzeba?
- Nie kochanie. Mary się mną znakomicie zajmuje - Nie wątpię...
- Pozdrów ją! - słyszę jej głos w tle po drugiej stronie słuchawki
- Masz pozdrowienia
- Aha ... - zapada cisza w słuchawce - ... Będę już kończyć, jestem strasznie zmęczona
- Dobrze. To pa
- Pa - i koniec rozmowy
Nigdy nie byliśmy ze sobą na tyle blisko, aby się sobie zmierzać. Tata jest bardzo stanowczy, bardzo wybredny, ale go kocham. To mój tata i nic tego nie zmieni. Kiedyś byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną, dopóki nie pojawiła się ona: długo noga, szczupła, brunetka o niebieskich oczach. Ździra... Zrujnowała naszą rodzinę, zrujnowała mnie... Czasem, gdy już gorzej być nie może, wyobrażam sobie jak wyglądałoby teraz moje życie. Czy mimo wszystko, gdyby nie pojawiła się Mary, gdyby nie zjawił się Phil to bylibyśmy normalną, szczęśliwą rodziną? To zaskakujące jak małe sprawy rodzinne potrafią ukształtować człowieka. Czasami rozwód rodziców boli bardziej niż zdrada partnera. Tracisz wtedy wszelkie nadzieje na idealny związek. Ale nie zawsze...
- Słucham? - odzywa się przesłodzony głos w słuchawce. Doskonale wiem do kogo należy.
- Daj mi tatę do telefonu- Camilla! Słoneczko tak się ciesze, że dzwonisz. Opowiadaj jak tam lot? - pyta Mary
- Znośnie. Daj mi tatę - powtarzam stanowczo - Suka..
- Halo? Camilla?
- Cześć tato. Jak się czujesz? Wszystko w porządku? - wypytuje - On jest czasem taki nie poradny...
- To chyba ja powinienem o to zapytać. Jak Ci podróż minęła?
- W porządku, prawie cały lot przespałam. Czegoś Ci potrzeba?
- Nie kochanie. Mary się mną znakomicie zajmuje - Nie wątpię...
- Pozdrów ją! - słyszę jej głos w tle po drugiej stronie słuchawki
- Masz pozdrowienia
- Aha ... - zapada cisza w słuchawce - ... Będę już kończyć, jestem strasznie zmęczona
- Dobrze. To pa
- Pa - i koniec rozmowy
Nigdy nie byliśmy ze sobą na tyle blisko, aby się sobie zmierzać. Tata jest bardzo stanowczy, bardzo wybredny, ale go kocham. To mój tata i nic tego nie zmieni. Kiedyś byliśmy bardzo szczęśliwą rodziną, dopóki nie pojawiła się ona: długo noga, szczupła, brunetka o niebieskich oczach. Ździra... Zrujnowała naszą rodzinę, zrujnowała mnie... Czasem, gdy już gorzej być nie może, wyobrażam sobie jak wyglądałoby teraz moje życie. Czy mimo wszystko, gdyby nie pojawiła się Mary, gdyby nie zjawił się Phil to bylibyśmy normalną, szczęśliwą rodziną? To zaskakujące jak małe sprawy rodzinne potrafią ukształtować człowieka. Czasami rozwód rodziców boli bardziej niż zdrada partnera. Tracisz wtedy wszelkie nadzieje na idealny związek. Ale nie zawsze...
Nic się na razie nie dzieje, ale rozdział bardzo przyjemny. Haha, ten kucharz jest świetny. Zabawny, ale miły. Już go lubię. Mam nadzieję, że od czasu do czasu będzie się pojawiał w rozdziałach. xd Jestem ciekawa, czy Camilla i James poznają się bliżej. Mm... już im wróżę... coś... przyjaźń? Miłość? Mam nadzieję, że któraś z tych dwóch rzeczy ich połączy. Ta kobieta albo raczej dziewczyna tak dziwnie się na nich popatrzyła. Może jest zazdrosna o Jamesa? :D
OdpowiedzUsuńPs. Taka mała prośba. Powiadomienia zostawiaj w zakładce spam :)
Jak się cieszę, że dodałaś nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńCo prawda może za dużo tu się nie dzieje, ale wiadomo, że nie w każdym rodziale musi dziać się bardzo dużo. Tak jak to w życiu czasem bywa - wiadomo, czasem dni są tak nudne, że normalnie można opisać je jednym zdaniem. I nie rozumiem, dlaczego autrzy blogów bronią się przed opisywaniem takich właśnie chwil i twirdzą, że w opowiadaniu za kazdym rozdziałem coś musi sie dziać. Moim zdaniem, kiedy akacja nie zwalania, kiedy gna jak szalona, kiedy konczy się jeden problem, zaczyna zaraz następny i tak dalej, to wszystko jest trochę niezyciowe. Wiadomo, że w zyciu tez tak nie ma, a chyba każdemu chodzi o to, aby właśnie opisać jak najbardziej życiowo. Dlatego ja bardzo lubię takie rozdziały, które to nazywam przejściówkami, a inni zapachajdziurami.
Ah, Włochy.. jak ja kocham Włochy. Jak ja bardzo chcę tam wrócić, do cieplutekiego i śmierdzącego Rzymu. Tak, Włochy są bardzo zasyfiałe, bo tam ludzie nie wiedzą, ze smieci to się wyrzuca do kosza, który stoi parę metrów dalej. Jakoś ze sprzątaniem też mają problemy, ale dobra, nie ważne. Jakby tam było czysto i pachnąco, to by było za idelanie, prawda? Cam się narazie podoba i się jej nie dziwie, bo ja też bym była oczarowana. I włoska pizza, prawdziwa pizza, tego smaku nie da się zapomnieć. No cóż.
Dobra, zaintersowała mnie ta ruda dziewczyna. Może dlatego właśnie, że jest ruda i moim zdaniem ma w sobie juz to coś. Tylko kim ona tam jest? Sprzątaczką, kelnerką, nie wiem.. jakoś tego nie ogrnęłam. Za to mamy Jamsa. Wyczuwam tu włoski romansik, haha. Dobra, Włosi mają skłoności do romansowania bardziej niz jakoś inne narody, chociaż Francuzi chyba też do tego nie stronią.
Co do rozwodu rodziców Cam. To tak - nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło byc gorzej. Matka ma nowego partnera, ojciec ma nową laskę. Zawsze mogło byc gorzej. Widzę, że Cam obwinia Mary za rozpad jej rodziny, jednak ja sobie tak myślę, że to jednak nie jest tylko do konca wina Mary. Wiadomo, ze jakby między rodzicami Cam wszystko było ok, to by jej ojciec nie poleciał za Mary. Wiadomo, wina zawsze jest po środku, ale Cam musiała znaleźć sobie jakiegoś winne. Padło na Mary, bo matka nie, bo ja kocha, ojca też kocha. Mary w sumie wydaje się być dość miłą kobietą, która jakoś tam nie stwarza większego zgaroznia. Chyba nie jest wyrodną macochą, ale jednak Cam za każdym razem ma ją za zdzirę. No cóż.
Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że sie pojawi trochę szybciej.
Ps: Mam Cię nadal informować o nowościach u mmie?
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards - szczegóły na http://pragnienie-serca.blogspot.com/. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na kolejny rozdział Zagubionego Księcia http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział Zagubionego Księcia http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhttp://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ nie przywykłam do tego, aby informować o notkach, które nie są rozdziałem, ale o tej chyba muszę. U mnie.. pewna notka.
OdpowiedzUsuńhttp://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ jak chcesz się troche ogrnąć z bohaterami Niebo jest Wszędzie, to zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/ zapraszam na 15 rozdział Zagubionego Księcia
OdpowiedzUsuń